wtorek, 30 marca 2010

"Jęki" stereo - czyli rewolucja z mono [Kaimowski]

Zastanawiające jest dla mnie jak mocnym wydarzeniem w życiu każdego twórcy i rzemieślnika dźwięku było pojawienie się stereo. Protoplaści przekazywania odgłosów Ziemi na wosk, posługiwali się wielką tubą (membraną?) w stronę której, nawijacz przekazywał flow i w czasie rzeczywistym wypalał się gorący white label. Nawet ówczesny papież skorzystał z możliwości rejestracji wersów, nagrywając bodajże kazanie.

Opcja nagrania czegoś na nośniku stała się bombą. Przypominają mi się opowieści mojego wiekowego dziadka jak to pojawiły się w domostwach pierwsze patefony. Według tej relacji opinie były całkowicie skrajne - jedni chcieli linczu i palenia płyt na stosach, tłumacząc to "gadającym z pudła szatanem" (?!)... (???!!!) inni podłapali zajawkę chcąc rozwijać odkryty wynalazek i to dzięki tej drugiej grupie Mix Master Mike ma możliwość komunikowania się za pomocą łapy, płyty i fejdera z istotami pozaziemskimi, które zobaczył pewnego dnia przez okno na boisku do bejzbola.

Kolejny obraz jaki wyświetla mi rzutnik mojej pamięci to fabularny film o Ritchie Valensie. Jego Vaderowski menago złowieszczym wzrokiem zza szyby reżyserki przyglądał się kilku dziesięciu godziną nagrywek, komentując kolejną zgraną wersję swoją pełną poetycką narracją: "Bad!" (jeśli po drodze nie powiedział "Cut"). Ritchie przecież umiał śpiewać! Bo wcześniej nucił "Oh Dohnna" w budce telefonicznej dzwoniąc do ukochanej, a to... "to na początek wystarczy" (wyjaśniając: nie mam nic do Ritchiego, co więcej, La Bamba jest gorącym bangerem) Rozchodziło się tu o zgranie, z tego co zrozumiałem najpierw ścieżki głównej, która zajmie cały jeden kanał i drugiej - dokładnie takiej samej na drugi. Jest to na tyle nie logiczne, że tu faktycznie może zawiodło moje przetwarzanie informacji. Mogło też chodzić o uzyskanie jakiegoś chorego - a wówczas modnego efektu nagraniowego. Cała sytuacja obrazuje jednak jak niełatwy był proces produkcji dla samego wykonawcy ( bo reżyser miał parę suwaków, ogarniał gdzie co i jak z taśmą i palił przez całą sesję tonę szlugów).

Oglądałem też ostatnio wywiad z Beatlesami, już bez Johna Lennona, gdy opowiadali o nagraniach w "Abbey Road Studios" od której to rołd wzięła się też nazwa ich płyty. Stereo zgięło wszystkich - zaczęły się patenty i kombinacje z ustawianiem bębnów pośrodku, a może na prawo ? Albo na lewo - będzie lepiej. Nakładanie efektów wyglądało tak, że ktoś z ekipy szedł na koniec wielkiej sali i darł się - tak powstawał reverb. Jako że jesteśmy przyzwyczajeni do przepompowanego kompresją brzmienia współczesnych płyt - odsłuchanie niektórych kawałków z tamtej ery na słuchawkach w pierwszych momentach zaskakuje słuch, który musi się przyzwyczaić do nowego środowiska. Dla samplujących wyprodukowane w ten sposób utwory to zbawienie - jeśli chce się wyciąć sam brejk albo bas z jakimś instrumentem, wystarczy pociąć jeden lub drugi kanał.

Pływanie po stereofonicznych obszarach musiało być jak wyprawa do wnętrza Ziemi, lub raczej do receptorów mózgowych słuchacza. Dziś obserwujemy dalszy rozwój: digitale, sarrałndy - i wszystko, wszystko co najlepsze.

/Kaimowski

Dzwięki Stereo start!

Wiesz co robimy - dobrze się bawimy. Nadszedł więc wiekopomny dzień gdy z przylądka Canaveral po wciśnięciu knefla "IMPACT" nie odlatuje kosmodrom zespawany z bendżaminów amerykańskich podatników, lecz DŹWIĘKI STEREO, które też wywożą w kosmos. Tytuł to inspiracja wiadomo czym. Wypadało by tu poczynić deklarację - coś alla zaprzysiężenie lub rozbicie szampana przez królową o burtę statku, toteż będziemy tu regularnie wrzucać wszystkie rozrysowane mapy połaci naszych zainteresowań muzycznych i własne wymądrzenia w sprawach w których nawet sędzia (sędzina? - już sam nie wiem) Wesołowska prosi hypemanów o opinię i drugi wokal. Płyńmy zatem, a na początek smakowiec klasy pierwszej. Hir ju ar:



/Kaimowski